Kiedy w instagramową wyszukiwarkę wpisuję hasztag #newbottega, na ekranie mojego telefonu pojawia się prawie 12 tysięcy postów. Czy jestem zdziwiona? Absolutnie nie, w końcu ostatnie Tygodnie Mody zdecydowanie należały do włoskiej marki Bottega Veneta. Na ulicach Madiolanu, Nowego Jorku, Paryża i Londynu królowały pikowane klapki na obcasie, kopertówka pouch, płaskie botki w męskim stylu i skórzane total looki. Dzieje się magia – zapomniana niegdyś marka dziś bije rekordy popularności, jej „flagowe” produkty (np. wspomniane botki na płaskiej podeszwie) są permanentnie wyprzedane, a magazyny modowe z uwielbieniem rozpisują się o każdej nowej kolekcji. Co stoi za spektakularnym sukcesem włoskiego domu mody? Czy marka Bottega Veneta faktycznie jest bastionem subtelnego i minimalistycznego luksusu?
LUKSUS MADE IN 1966
Cofnijmy się do początków marki. Założona 1966 roku przez Michela Taddei oraz Renzo Zengario Bottega Veneta ( dosłownie wenecki sklep) początkowo zajmowała się rzemieślniczym wytwarzaniem skórzanych toreb. Jej znakiem rozpoznawczym stała się oryginalna technika wykonywania dodatków – torebki były plecione, a charakterystyczny sposób wyplatania warkoczy z kawałków skóry, stworzony przez założycieli w 1975 roku nosi nazwę intrecciato (z włoskiego warkocz) i jest wykorzystywany w marce do dziś. Kiedy w latach 70. w świecie mody panowała wszechobecna logomania, założyciele Bottega Veneta poszli pod prąd, zrezygnowali z oznaczania swoich produktów logotypem i promowali markę hasłem „When your own initials are enough” („Kiedy twoje własne inicjały wystarczają”). W czasach świetności Bottega Veneta była ulubioną marką bywalców Studia 54, a Andy Warhol kupował prezenty świąteczne w nowojorskim butiku. Niestety, bajka nie trwała długo i w latach 80. obroty marki zaczęły gwałtownie spadać, prawdziwy kryzys nadszedł jednak w latach 90. – Bottega Veneta ratowała się jak mogła – porzuciła dyskretny i minimalistyczny luksus na rzecz tego, co było ówcześnie popularne. Na akcesoriach pojawiły się spore logotypy, ale niestety nawet one nie przekonały klientów do włoskiego domu mody. Przełomowy okazał się rok 2001, kiedy to podupadającą markę wykupiło Gucci Group (dziś koncern Kering), a stery włoskiego domu mody przejął Tomas Maier, który wcześniej pracował dla Soni Rykiel i Hermès. Projektant wrócił do korzeni marki, zrezygnował z logotypów, skoncentrował się na rzemieślniczej produkcji, przywrócił świetność charakterystycznemu intrecciato i nadał kolekcjom dyskretnej elegancji. Niemiec dzierżył stery przez 17 lat, ale o dziwo to nie on odpowiada za wielki powrót marki Bottega Veneta. Potrzebna była świeża krew.
W DOBRĄ STRONĘ?
Zmiana okazała się strzałem w dziesiątkę. Daniel Lee, trzydziestotrzyletni Brytyjczyk dał nieco zakurzonej marce nowe, wspaniałe życie. Jest jednak jedno „ale”. Bajka nie zakończyłaby się happy endem, gdyby nie szalenie istotny zbieg okoliczności. Pod koniec 2017 roku ze stanowiska dyrektor kreatywnej Céline odeszła Phoebe Philo, zniknął nowoczesny minimalizm uwielbiany przez współczesne kobiety, a w branży fashion powstała luka. Wtedy pojawił się on, Daniel Lee, były dyrektor linii read-to-wear w Céline, który doskonale czuł estetykę uwielbianej projektantki. Dał miłośniczkom mody coś, czego potrzebowały – subtelny, minimalistyczny luksus. Lee odniósł spektakularny sukces, a marka Bottega Veneta stoi dziś na modowym piedestale.

SŁUPKI SPRZEDAŻY W GÓRĘ!
Dowód? Bardzo proszę! Platforma Lyst co kwartał przygotowuje raport z zestawieniem najbardziej pożądanych marek. W ostatnim kwartale na szczycie listy najbardziej topowych rzeczy świata znalazły się pikowane sandały z kwadratowym noskiem od Bottega Veneta – co miesiąc aż 27 000 użytkowników szukało tego modelu obuwia, a podczas wrześniowych Fashion Weeków, na których królowały fashionistki ubrane od stóp do głów we włoską markę, liczba wyszukiwań „butów Bottega Veneta” wzrosła o 156%. Co ciekawe, Bottega Veneta wyprzedziła markę Gucci (która od jakiegoś czasu notuje spadki sprzedaży), jej produkty uznawane są za „bardzo wysoką półkę”( według piramidy umieszczonej w książce “The Bling Dynasty: Why the Reign of Chinese Luxury Shoppers Has Only Just Begun”), a sama marka wróciła do swoich korzeni, kiedy to nie logo było najważniejsze.
SPOSÓB NA SUKCES?
Zastanawiając się nad sukcesem Bottega Veneta, nie sposób uniknąć porównania marki do domu mody Gucci, który rozkwitł (dosłownie!) pod czujnym okiem Alessandro Michele lub do Balenciagi, która dzięki awangardowej stylistyce Gruzina Demny Gvasali bije rekordy popularności. Na usta ciśnie się więc pytanie: czy to faktycznie nowy, młody i interesujący dyrektor kreatywny jest sprawcą cudownego powrotu na szczyt? Po części pewnie tak, ale jestem przekonana, że gdyby nie kilka „drobnych” szczegółów, to sukces Daniela Lee mógłby okazać się dużo mniej spektakularny. Zacznijmy od tego, że Bottega Veneta idealnie wypełniła modową lukę po odejściu Phoebe Philo, po drugie, włoska marka okazała się czymś zupełnie nowym i świeżym. Owszem – jest inspirowana estetyką projektantki Céline, ale kolekcje projektowane przez Lee mają w sobie coś nowego, awangardowego i oryginalnego – wszystko z metką Bottega Veneta okraszone jest nutą subtelnego, nienaburmuszonego luksusu. Po trzecie – dziś to, co mają wszyscy (czyli np. torebki Louis Vuitton i Michael Kors, paski Gucci), wydaje się zbyt zwyczajne, banalne i oklepane, dlatego coraz większą popularnością cieszą się domy mody, które oferują coś więcej, niż krzyczące z daleka logo, a bogaci konsumenci zdecydowanie chętniej stawiają na mniej znane (ale nie mniej ekskluzywne) marki.

François-Henri Pinault, dyrektor koncernu Kering powiedział o Danielu Lee: „Wyjątkowość jego wizji i bardzo osobiste podejście do projektowania przekonało mnie, że to on najlepiej otworzy nowy rozdział w historii domu mody Bottega Veneta. Jego praca charakteryzuje się dużą dyscypliną, mistrzowską wiedzą, prawdziwą pasją do materiałów i ogromną energią (…).”
Pierwsze rozdziały powieści pt. „Bottega Veneta” zostały napisane, póki co akcja jest bardzo wartka i porywa tłumy. Jak potoczą się dalsze losy włoskiego domu mody? Czy po spektakularnym sukcesie, podobnie jak w Gucci, nadejdzie stagnacja? Kto wie. Jedno jest pewne – Daniel Lee jest piekielnie zdolnym kreatorem, który dopiero bada teren, więc to dopiero początek powieści.
Ja jestem szalenie ciekawa kolejnych rozdziałów historii włoskiego domu mody, w którym zakochałam się bez pamięci.