MODA ZRÓWNOWAŻONA, CZYLI JAKA?

W maju 2007 magazyn Vogue opublikował tekst „Earth to fashion”, w którym pada stwierdzenie, że zrównoważona moda wydaje się nie być trendem krótkoterminowym, ale takim, który może przetrwać wiele sezonów. Napisane 13 lat temu zdanie stało się zapowiedzią rewolucji w branży fashion i zapoczątkowało wnikliwe przyglądanie się szeroko pojętej modzie. Dziś, w styczniu 2020 roku sformułowanie „moda zrównoważona” jest odmieniana przez wszystkie przypadki.

ROK PRZEŁOMÓW W BRANŻY MODY?

W 2019 roku w temacie zrównoważonej mody działo się naprawdę sporo: na początku roku uruchomiono sojusz ONZ na rzecz zrównoważonej mody, w czerwcu Francja wprowadziła zakaz niszczenia niesprzedanych dóbr modowych, oraz zobligowała producentów i sprzedawców do przekazywania darowizn, ich ponownego wykorzystania lub recyklingu, w lipcu Szwedzki Fashion Week został odwołany z powodów ekologicznych, na sierpniowym szczycie G7 uchwalono „Fashion Pact” – ponad 150 modowych marek wyraziło chęć działań na rzecz poprawy środowiska naturalnego, sieciówkowi giganci tacy jak H&M i Zara zadeklarowali konkretne kroki w stronę zrównoważonej mody (m.in. stosowanie tkanin wyprodukowanych w sposób zrównoważony), a w popularnych sklepach z ubraniami często pojawiają się pojemniki na niechciane ubrania. Co szalenie istotne, wszystko wskazuje na to, że 2020 rok może być jeszcze bardziej przełomowy – raport The State of Fashion 2020 jasno komunikuje, że jednym z najważniejszych trendów konsumenckich tego roku będzie właśnie moda zrównoważona.

SŁODKO-GORZKA NIEŚWIADOMOŚĆ

I choć na pierwszy rzut oka wydaje się, że moda zrównoważona jest pojęciem, które zna absolutnie każdy człowiek na błękitnej planecie, to rzeczywistość jest zgoła inna – według raportu „Czy ekologia jest w modzie?” zaledwie 10% respondentów ocenia swój stan wiedzy w tym zakresie jako bardzo dobry, a oprócz tego większość ludzi nie kojarzy przemysłu modowego z negatywnym wpływem na środowisko. Jak to możliwe? Cóż – moda kojarzy się konsumentom z czymś miłym, pięknym i przyjemnym, dlatego powiązanie jej z jednym z najbardziej destrukcyjnych i zanieczyszczających środowisko przemysłów na świecie jest dla większości z nich abstrakcją. I choć zacytowane dane nie są zbyt optymistyczne, to bardzo pocieszające jest to, że liczba poszukiwań hasła „moda zrównoważona” w Internecie od 2016 wzrosła aż trzykrotnie, a to oznacza, że konsumenci są głodni wiedzy.

MODA ZRÓWNOWAŻONA, CZYLI JAKA?

Podejdźmy do tematu z nieco innej strony. Co w psychologii oznacza pojęcie „zrównoważony”? Cóż, człowiek zrównoważony, to człowiek żyjący w równowadze i balansie, pozbawiony fanatyzmu. Przekładając tą definicję na modową rzeczywistość, dochodzimy do wniosku, że moda zrównoważona niesie za sobą analogiczne wartości, jest pozbawiona skrajności, wymaga od nas konsumentów uwagi i rozsądku, bo w końcu to my powinniśmy myśleć o pokoleniach, które przyjdą po nas. Moda zrównoważona jest hybrydą pojęć ekologicznych z pojęciami natury społecznej – ograniczanie chemii w produkcji materiałów, ekologiczna produkcja, poszanowanie dla zasobów naturalnych, zmniejszenie emisji gazów cieplarnianych do atmosfery, ograniczenie śladu węglowego, skrócenie łańcucha dostaw, recykling i przetwarzanie wyprodukowanych już ubrań, do tego produkcja w duchu społecznej odpowiedzialności, szacunek i godziwa zapłata dla ludzkiej pracy. Określenia “moda zrównoważona” możemy użyć nie tylko w kontekście małych, lokalnych marek stawiających na rzemieślniczą produkcję, ale także w kontekście modowych gigantów – marka COS (droższa, ale siostrzana marka popularnej sieciówki H&M) kilka miesięcy temu stworzyła kolekcję zaprojektowaną z niesprzedanych ubrań, w sieciówkach coraz częściej pojawiają się ubrania uszyte z poliestru wyprodukowanego ze śmieci wyłowionych z oceanu, popularne sklepy internetowe rezygnują z wysyłania ubrań w foliowych workach, a marki modowe coraz częściej skłaniają się w stronę produkcji przyjaznych środowisku materiałów. Dowodów na to, że moda zrównoważona na dobre rozgościła się w branży, jest w ostatnich czasie naprawdę sporo, a my szczerze liczymy, że z miesiąca na miesiąc będzie ich coraz więcej.

WOJNA ŚWIATÓW

Podejście do mody zrównoważonej w Polsce niejedno ma imię – wydaje się, że dziś w 2020 roku na naszym rodzimym, modowym podwórku mamy 2 skrajne podejścia do tematu – mamy gorących orędowników proekoloicznego stylu życia, którzy ostro krytykują konsumpcjonizm i demonizują fast fashion, po drugiej stronie barykady mamy osoby, dla których wizja ekologicznej katastrofy jest czczym gadaniem, kochają sezonowe trendy, a ubrania z sieciówek nie są dla nich niczym złym. Która postawa jest „tą dobrą”?

Według nas, biorąc pod uwagę obecny stan rozwoju społeczeństwa, żadna, ponieważ przejście z konsumpcjonistycznego stylu życia ( opierającego się w dużej mierze na fast fashion) do zrównoważonej mody nie przyjdzie ludzkości jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, nie będzie proste i przyjemne. Sprawy zaszły za daleko, dlatego zmiana w świadomości konsumenckiej potrwa kilka ładnych lat, co nie oznacza, że należy ustawać w działaniach propagujących modę zrównoważoną, wręcz przeciwnie – dziś ludzie na własnej skórze odczuwają zmiany klimatu, a modowe uświadamianie trafia na podatny, żyzny grunt.

JAZDA BEZ TRZYMANKI

W kontekście dyskusji na temat mody zrównoważonej szalenie istotne jest to, że pewnych procesów w branży fashion nie da się powstrzymać ot tak, na już – nie oszukujmy się, sieciówki nie zostaną od razu zamknięte na cztery spusty. Dlaczego? Z bardzo prostego powodu – bo moda to branża przynosząca ogromne pieniądze – rynek odzieżowy w Polsce jest obecnie wart 36 mld złotych, prognozy przewidują, że do 2022 roku zwiększy się do 43,2 mld złotych, a modowi giganci nie poddadzą się bez walki, dlatego rewolucja w branży to wyzwanie głównie dla nas – konsumentów, bo w końcu to my generujemy podaż.

NOWY, WSPANIAŁY ŚWIAT?

Oczywiście, w idyllicznej rzeczywistości ludzie kupowaliby wyłącznie ubrania oferowane przez lokalne marki, produkowane w zrównoważony sposób i wyznające zasadę slow fashion. Niestety ukuta przez nas wizja, póki co nie ma w Polsce racji bytu. Dlaczego? Z prozaicznego powodu – ludzie nie mają na to pieniędzy. Mocno uśredniając – ubranie z mniej lub bardziej znanej polskiej marki modowej kosztuje zazwyczaj kilkaset złotych, a w popularnych sieciówkach ceny są dużo niższe, nie ma więc z czym dyskutować. Oczywiście, możemy się burzyć, że autorskie marki działające w duchu zrównoważonej mody oferują nieporównywalnie lepszą jakość, ale nie oszukujmy się – aspekt finansowy w kwestii zakupów zazwyczaj pojawia się na pierwszym miejscu. Zresztą Polacy nie są w tej kwestii odosobnieni. W raporcie The State of Fashion możemy przyjrzeć się diagramowi, który daje jasny obraz konsumentów, którzy są w stanie zapłacić więcej za zrównoważoną modę. Jak wyglądają wyniki? Grupy, które są zdecydowane płacić więcej, to Generacja Z (31%) i Millenialsi (26%), zaledwie 17% przedstawicieli Genracji X przykłada do tego wagę, a tylko 12% ludzi urodzonych w latach 1946 – 1964 jest w stanie zapłacić więcej za modę zrównoważoną. Co to oznacza? Im człowiek młodszy, tym bardziej świadomy.

Jako ciekawostkę dopowiemy, że w raporcie „Czy ekologia jest w modzie?” czytamy o tym, że ludzie będą chętniej kupować modę zrównoważoną wtedy, gdy jej koszt będzie zbliżony do cen ubrań z sieciówek. Nie oszukujmy się – to jest kompletna abstrakcja, taka sytuacja nigdy nie nastąpi, bo koszty ekologicznej i etycznej produkcji ubrań są nieporównywalnie wyższe niż sieciówkowa masówka (tu uwaga – szwaczka z Bangladeszu szyjąca dla znanych sieciówek otrzymuje za odszyty produkt równowartość 2 złotych), ale to już temat na kolejny artykuł. 🙂

CZY MAMY KOŁO RATUNKOWE?

W kwestii mody zrównoważonej kluczowa jest edukacja, głośne mówienie o tym, że nadszedł czas na zmiany i zmiana nawyków zakupowych. Nie zadowalajmy się byle czym, nie kupujmy jednorazowych ubrań, nie traćmy rozumu podczas wyprzedaży, wymagajmy dobrej jakości. Jedynym sposobem na radykalną zmianę jest zmniejszenie liczby kupowanych rzeczy. Ograniczajmy zakupy w sieciówkach, zaoszczędzone pieniądze przeznaczajmy na ubrania od lokalnych marek działających w nurcie slow fashion, stawiajmy na jakość, a nie na ilość, kupujmy ubrania vintage i…szanujmy to, co mamy już w szafie.

W książce Karoliny Żebrowskiej „Modowe rewolucje. Niezwykła historia naszych szaf.” znajduje się ciekawy rozdział poświęcony marnowaniu ubrań. Autorka zabiera nas w fantastyczną podróż w czasie i pokazuje historię jednego ubrania, które „żyje” dekadę i służy niemalże całej rodzinie. Jest sukienką, ubrankiem dla dziecka, bluzką, na końcu staje się po prostu ściereczką. W przeszłości ludzie szanowali ubrania z prostego powodu – przeciętny człowiek miał ich naprawdę niewiele i nie miał pewności, czy w przyszłości będzie go stać na coś nowego. Dziś sieciówki dosłownie zasypują nas ubraniami ( w ciągu roku wypuszczają aż 52 kolekcje!) za grosze, których absolutnie nie szanujemy – bo przecież jeżeli dana rzecz się zniczy, albo znudzi, to nie ma problemu, pójdziemy do sklepu i kupimy sobie nową, fajniejszą, bardziej modną.

***

Niektórzy mówią, że nie warto patrzeć wstecz, my jednak uważamy, że w kwestii mody zrównoważonej powinniśmy brać przykład z naszych babć. Kupujmy mniej a lepiej, zwracajmy uwagę na jakość, miejmy zdrowe podejście do trendów, dbajmy o ubrania, naprawiajmy je, nośmy je latami, po to, by nam i przyszłym pokoleniom żyło się lepiej. W końcu nie chcemy, żeby Ziemia stała się planetą zrujnowaną przez ubrania, prawda?

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *