MANY RHIZOMES: nowy wymiar dziergania

Poplątane, zwisające z każdej strony bawełniane sznurki w kolorach ziemi tworzą przedmiot, który budzi porządnie i zapada w pamięć. Chce się go używać, chce się go nosić, chce się go stale mieć przy sobie. Plecione torebki MANY RHIZOMES są efektem mozolnej pracy rąk Zuzy Piekoszewskiej – artystki i projektantki, która opowiada mi o swojej marce, podejściu do mody i fascynacji Japonią i Koreą. 

***

Dossier

Na nasze spotkanie przychodzi w dzianinowym oversize’owym swetrze w paski, w luźnych spodniach i czarnych japonkach. Jest uosobieniem nonszalanckiego minimalizmu, co doskonale widać w tworzonych przez nią projektach.

Marka MANY RHIZOMES jest pokłosiem jej działalności artystycznej. Chciała zaproponować coś, co spodoba się ludziom niezwiązanym ze sztuką, którzy nie inwestują w nią wielkich pieniędzy. Coś, co będzie piękne i dostępne cenowo. Coś, co będzie chciało się kochać. Wszystkie punkty udało się odhaczyć.


Piękno tkwi w niedoskonałości

Zuza szydełkować nauczyła się sama, kilka lat temu. To było dla niej banalnie proste, a ona czuła, że chciałaby spróbować czegoś więcej. Pomyślała więc o robieniu na drutach. – Na początku nic mi nie wychodziło, ale paradoksalnie był to najcenniejszy okres pod kątem tego, co teraz dzieje się w moim życiu. Przez to, że tak bardzo mi nie szło i stale popełniałam kardynalne błędy, to wymyśliłam bardzo dużo różnych niekonwencjonalnych rozwiązań, żeby ułatwić sobie pracę. To było super fajnie, ale totalnie niepoprawnie. Gdy nauczyłam się już „właściwie” robić na drutach, to… musiałam zrobić krok w tył, by z powrotem nauczyć się robić te wspaniałe błędy, bo to właśnie one były wyjątkowe. Niejako cofnęłam się w rozwoju, żeby zapamiętać, co doprowadziło mnie do tego, że wychodziły mi takie fajne, dziwaczne i oryginalne wzory – tłumaczy. 

Do procesu tworzenia podchodzi z pokorą. Docenia i szanuje każdy krok. Nie wywiera na sobie presji, ale działa w swoim rytmie, skupia się na tym, co tu i teraz, czerpie radość z tworzenia. – Nigdy nie focusowałam się na sukcesie, nigdy nie myślałam „ok, pierwszy raz trzymam szydełko i włóczkę w dłoni, ale będę zajebista, stworzę coś najlepszego, to się sprzeda i będę bogata”. Tworząc coś, cokolwiek, nie powinno się myśleć takimi kategoriami. Jeżeli to, co robisz, sprawia Ci przyjemność i dobrze się bawisz, to po prostu się baw, a później dzięki temu coraz więcej rzeczy zacznie Ci wychodzić – dodaje.


 Ta, od której wszystko się zaczęło

Projektantka kocha wszystko co vintage, dlatego nic dziwnego, że pierwszymi stworzonymi przez nią torebkami były małe siatki, inspirowane siateczkami na warzywa z lat 60. Jej bestseller, czyli trapez  pojawił się niespodziewanie. – To była zupełnie nowa rzecz, nigdzie wcześniej nie widziałam takiego projektu. Trapez po prostu wyszedł spod moich rąk, zupełnie nieintencjonalnie, zupełnie spontanicznie. Zaeksperymentowałam, ani przez sekundę nie myślałam o jego użyteczności. On po prostu powstał. To zdecydowanie moja ulubiona torebka – opowiada Zuza. 

Tuż po stworzeniu trapezu, odezwały się do niej sklepy z Japonii. Nawiązała współpracę ze sklepem w Kanazawie, który sprzedaje małe offowe marki z całego świata. Chwilę później boom nastąpił również w Polsce. – Zaczęłamsię zastanawiać, dlaczego trapez tak bardzo spodobał się w Japonii. Chciałam wrócić do momentu powstania torebki i odnaleźć inspiracje, które z pewnością gdzieś były. I faktycznie myślę, że trapez, tak podświadomie był zainspirowany streetwearową modą japońską. Ma luźne frędzle, luźny krój, jest unikatowy, mały, średnio praktyczny, ale jednak zmieści się w nim telefon, papierosy, karta płatnicza – tłumaczy.


Inspiracja nie wzięła się znikąd, bo Zuza przez całe życie fascynowała się modą japońską i koreańską. Początkowo wiedzę czerpała z filmów, seriali i mang, na studiach zaczęła wchodzić w temat głębiej – zaczęła oglądać japońskie i koreańskie vlogi, obserwowała tamtejszy lifestyle, czytała również o historii strojów, ale to nie ona pociąga ją najbardziej.
– Zdecydowanie bardziej interesuje mnie współczesny styl koreańsko-japoński. Sporo w nim zapożyczonych trendów ze Stanów i z Europy, ale mimo wszystko, to cały czas jest ich styl. Wszystko jest szerokie, oversize’owe, wykonane z bardzo dobrych materiałów, wygodne, ale też szykowne. To jest taki totalny miks, który strasznie mi się podoba i bardzo mnie interesuje. Myślę, że właśnie pod wpływem tej inspiracji powstał trapez, właśnie dlatego Japończycy zaczęli inwestować w te torebki, a one faktycznie pasują im do stylizacji. Najbardziej jestem dumna z tego, że nic mnie tak konkretnie wizualnie nie zainspirowało. To po prostu wyszło z długo tłumionych w środku inspiracji, to ich pokłosie. Wszystko się skumulowało i wypłynęło z mojej podświadomości – dodaje projektantka.


Wszystko się łączy

Nazwa MANY RHIZOMES (w tłumaczeniu na j.polski wiele kłączy) nawiązuje do fascynacji Zuzy francuskim filozofem Deleuze’m i jego teorią kłączy. – W swojej najpłytszej analizie i interpretacji zawsze rozumiałam to jako podziemne kanały, jako rozgałęziające się kłącza podłączone do jednego jądra. One rosną, wydłużają się, plączą, tworzą wiązania, a jednocześnie są jednym organizmem. Teoria, o której opowiada projektantka, jest również pewnego rodzaju strategią jej pracy artystycznej, a marka modowa, którą stworzyła, okazała się kolejnym, wyrastającym z niej kłączem. – Ja jestem jedną osobą, która tworzy wiele rzeczy, ta teoria doskonale mnie opisuje, dlatego stała się nazwą mojej marki – mówi. Kłącza, korzenie i podziemne kanały widać również w aspekcie wizualnym MANY RHIZOMES – dominują tu beże, czernie, brązy i zgniłe zielenie, a sznurki zbliżone są do czegoś organicznego.


Moda po swojemu

MANY RHIZOMES to nie tylko dziergane torebki. W ofercie marki dostępne są FLYING POCKET PANTS – luźne, wykonane z surowej bawełny spodnie z charakterystyczną kieszenią, do kupienia jest również piękny, ręcznie robiony sweterek z islandzkiej wełny oraz pleciony kapelusz. Zuza nie działa sama – niedawno połączyła siły ze swoim mężem Prince’m – pochodzącym z RPA krawcem. Para scaliła swoje marki w jedną, i dziś tworzą razem, ramię w ramię. Pracują w swoim tempie, chcą oferować coraz więcej wyjątkowych projektów, w planach mają stałe rozszerzanie oferty. – To jest taka bardzo delikatna materia, więc nie chcemy działać szybko i pochopnie. Dla nas moda jest takim najczulszym, najwrażliwszym i najważniejszym tematem, dlatego chcemy, by każda rzecz, każdy przedmiot, który wyjdzie spod naszych rąk, był absolutnie wyjątkowy i szczególny – mówi mi Zuza.

Moda jest dla niej sposobem ekspresji, sposobem do wyrażania siebie, narzędziem do zaznaczania swojej obecności. – To coś, co chcę powiedzieć, ale nie muszę otwierać ust. W modzie tak samo jak w sztuce chodzi o język. My się tym porozumiewamy, my się tym komunikujemy – tymi bluzami, tymi spodniami, tymi butami – dodaje. Nie sposób się z nią nie zgodzić.

***

Wieści o torebkach MANY RHIZOMES rozchodzą się same, najczęściej pocztą pantoflową, a dziergane akcesoria sprzedają się na całym świecie. W Polsce stacjonarnie dostępne są w dwóch miejscach: w Poznaniu w concept store Słońce oraz w Warszawie w ROOI Store. Zamówienia można składać również na stronie internetowej MANY RHIZOMES.

Polecam szczerze, bo mam już jedną dzierganą bagietkę, noszę ją ciągle i nie zliczę ilości komplementów, które zbiera. Będą kolejne, to pewne.  

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *